DZIĘKUJĘ ZA TE 14 000 WEJŚĆ!
______________________________________
Mówią, że człowiek z biegiem lat zaczyna poważnieć. Kiedy jesteś nastolatkiem, cały Twój świat potrafi przewrócić się do góry nogami kilka razy. Pierwsza miłość, pierwsze złamane serce, pierwszy pocałunek, pierwsze pieszczoty. To są rzeczy, które zapamiętasz do końca życia, a mając siedemdziesiąt lat i siedząc z ukochaną osobą w starych fotelach przywołasz te chwile ze szczerym uśmiechem na ustach. Ale nie zrobisz tego mając zaledwie dwadzieścia lat i miliony dziewczyn, które chciałyby być tą jedyną. Twoją ukochaną.
Siedziałem od dobrych trzydziestu minut na łóżku,
pochylony do przodu i podpierałem brodę dłońmi. Otwarta walizka do połowy
spakowana sygnalizowała, że czas wrócić do rzeczywistości. Ale czy chciałem do
niej wracać?
Było ku temu kilka powodów i moja podświadomość musiała wziąć
kartkę i długopis, żeby sporządzić listę plusów i minusów.
Na pierwszy ogień podyktowałem zalety mojego powrotu
do Los Angeles.
Po pierwsze, wrócę do swoich fanów. A oni są dla
mnie najważniejsi w tym wszystkim co robię. To dzięki nim osiągnąłem to
wszystko – sławę, pieniądze, rozgłos. To dla nich tworzę swoją muzykę i nie
przestanę, dopóki ostatni z nich ze mnie nie zrezygnuje.
Drugi punkt na liście zajęła sama kariera muzyczna.
Bo pomyślcie.. Co mógłbym robić, gdybym nagle to wszystko rzucił? Gdybym
poszedł na studia, nie miałbym dnia spokoju, a każda osoba pojawiająca się na
zajęciach interesowałaby się mną a nie tym, co mówi wykładowca. Poza tym..
prawdą jest to, że poza śpiewam nie umiem nic robić tak dobrze. Nawet nigdy nie
wziąłem się za gotowanie. Jeśli można oczywiście nie zaliczyć do tego zrobienie
sobie kanapki lub zupy z proszku.
Niepodważalnym punktem było też oczywiście to, że
byłem przyzwyczajony do życia w luksusach. Już samo przebywanie kilka dni w
moim rodzinnym domu przyprawiało mnie o nerwy najwyższego stopnia, a nie
posiadanie własnej, odrębnej łazienki przyprawiało o palpitacje serca.
Ale najważniejsze w tym wszystkim było to, że dzięki
mojej muzyce, ludzie stają się silni. Nabierają energii do życia i razem ze
mną, z moim głosem idą przez życie twardo i z podniesioną głową. Zawsze, ale to
zawsze mając w myślach te trzy słowa, które towarzyszą mi od początku kariery.
Never say never. *
Mogłem w tej chwili jeszcze dużo wyczytać wam z
mojej listy, ale zapewne zanudziłbym was na śmierć, więc pozwolę sobie przejść
do minusów mojego wyjazdu. A były one bardzo znaczące w mojej decyzji.
Ostatnimi czasy świat show-biznesu bardzo mocno
zainteresował się moją osobą. Wytykali mi dosłownie wszystko. Papieros w ręku,
zdjęcie z kieliszkiem wina osądzające mnie o to, że jestem alkoholikiem, nowe
tatuaże, które dawały mi miano światowego zbira czy zdjęcie na plaży z moim
rodzeństwem i Seleną, które wywołało serię pytań dotyczących mojego związku z
ową dziewczyną. Było, ale się skończyło. A na wspomnienia zawsze jest czas,
prawda? Ten przykład mogę podać jako pierwszy, jeśli chodzi o minusy powrotu do
Stanów.
Drugą rzeczą była Juliette. Z początku wydawała mi
się być dziewczyną bez twarzy, bez żadnego charakteru. Miałem wrażenie, że żyje
według ustalonego schematu i nigdy nie wychodzi poza niego. Ale wystarczyły mi
trzy dni, żeby przekonać się, że wcale tak nie jest. Nie ma łatwego życia co mogłem
osądzić poprzez zachowanie się jej ojca. Zapamiętałem go jako uśmiechniętego
mężczyznę, a teraz? Sam jego wzrok powodował, że całe ciało napinało się z
nerwów. Nie mogłem pozwolić na to, żeby ta dziewczyna zmarnowała sobie życie z
tym facetem. Jeśli jeszcze raz będę świadkiem tego, co zobaczyłem ostatnio,
będę musiał porozmawiać z jej matką. Chociaż jej nieobecność też zaczynała mnie
zastanawiać.
Żebyś
się nie zdziwił, że nie będziesz miał nawet jak z nią porozmawiać.
Ta delikatna i drobna osóbka wywołuje we mnie tyle
sprzecznych emocji, że najchętniej wykopałbym sobie głęboki dół, wszedł tam,
zakopał się i już nigdy nie wyszedł na światło dzienne. Dosłownie.
- Justin? – moje rozmyślania przerwał mi głos matki.
Spojrzałem w jej kierunku, uśmiechając się lekko. – Czemu się nie pakujesz? Za
pół godziny jedziemy na lotnisko. – weszła do mojego pokoju i odsłoniła
zasłony. – Chociaż nie wiem czy w ogóle gdzieś polecisz w taką pogodę. W
wiadomościach podawali, że wszystkie loty zostały zawieszone na najbliższe dwadzieścia
cztery godziny.
Podniosłem się z łóżka, podchodząc do okna i oparłem
się bokiem o chłodną ścianę. Krople deszczu mocno biły o szybę, żeby potem
spłynąć po niej i pójść w zapomnienie.
- Jesteś na mnie zła, że wyjechałem do Stanów? –
zapytałem nagle, widząc potem zaskoczoną minę Pattie. Uśmiechnęła się lekko,
stając w podobnej pozycji jak ja i spojrzała za okno.
- Jestem Twoją matką, Justin. Nie mogę być zła za
to, że spełniasz swoje marzenia. Ale są takie dni, że chciałabym usłyszeć jak
śmiejesz się z Kubusia Puchatka, który utknął w dziurze chcąc dostać się do
miodu, albo widzieć jak odrabiasz zadanie domowe. – westchnęła krótko, ale
nadal się uśmiechała. – A są też takie, że chcę, byś osiągnął jeszcze więcej.
Byś z podniesioną głową piął się jeszcze wyżej.
- Przepraszam, że nie przyjeżdżałem tutaj tak długo.
– nagle poczułem jak upokorzenie owładnęło całym moim ciałem. – Chyba zbyt
mocno się w to wszystko wkręciłem.
Poczułem jak dłoń kobiety delikatnie pociera moje
ramię. Spojrzałem w jej kierunku i uśmiechnąłem się lekko, unosząc ku górze
prawy kącik ust.
- Ważne, że nie zapominasz, gdzie jest Twoje
miejsce, Justin. Na wszystko i każdego kogo masz wokół siebie sam zapracowałeś
własnym talentem. Nie możesz za to przepraszać. – jej dłoń przesunęła się na
mój policzek, poprzez skroń aż wreszcie wsunęła palce w moje włosy i lekko je
rozburzyła. – Coś Cię gnębi, prawda?
Musiała wyczuć to, że jestem cały spięty i myślami
jestem całkowicie gdzie indziej. Westchnąłem ciężko, patrząc w krajobraz za
oknem.
Pattie odetchnęła głęboko, poprawiając kosmyk
brązowych włosów, który opadł na jej czoło i usiadła na skraju łóżka, patrząc
na mnie. Wiedziałem, że teraz będzie mówiła do mnie coś, co jest ważne. Oparłem
się biodrami o parapet i skrzyżowałem ręce na piersiach, patrząc na matkę
wyczekująco.
- To już nie jest ta sama rodzina jaką pamiętasz,
Justin. – zaczęła, poprawiając się nerwowo. – To już nawet nie jest kompletna
rodzina.
- Kompletna? Nie rozumiem? – to wszystko zaczynało
mi się mieszać.
- Spokojnie, zaraz wszystkiego się dowiesz. – wzięła
kilka głębokich wdechów i zaczęła mówić.
- Niecałe dwa lata temu matka Juliette – Linsday –
zginęła w wypadku samochodowym. Nikt do dzisiaj nie wie do końca jaka była
dokładna przyczyna jej śmierci. Podobno rozmawiała z mężem przez telefon i nie
zauważyła ciężarówki, która wpadła w poślizg
.
Przygryzłem moją wargę tak mocno, że przez chwilę
zastanawiałem się, czy nie przegryzłem jej do krwi. Wszystko powoli zaczynało
mi się układać w jedną całość.
- Kiedy Joshua się o tym dowiedział, popadł w
depresję. Nie wychodził z domu przez parę długich miesięcy, a Juliette robiła
wszystko, żeby nie stracił swojego życia na użalaniu się nad stratą żony.
Oczywiście, ona nie może się z tym pogodzić do dzisiaj, ale dobrze wiesz, jaka
jest Julie. Robi wszystko, żeby tylko nikogo nie pokazać jak ona się czuje.
Próbuje uszczęśliwić wszystkich dookoła, nie zważając na siebie.
Serce zaczęło bić mi w nierównym, szybkim tempie,
ale słuchałem dalej.
- Julie była wtedy z matką, podczas wypadku. Jednak
dla niej skończył się jedynie zwykłymi zadrapaniami. Ojciec do dzisiaj nie może
pogodzić się z tym, że Juliette nie mogła zrobić nic, żeby nie doszło do
wypadku. Siebie wini za to, że zajmował ją wtedy telefonem, a swoją córkę za
to, że w żaden sposób nie mogła uniknąć śmierci jego żony.
- Skąd Ty to wszystko wiesz? – wykrztusiłem nie
mogąc uwierzyć w to, co właśnie się dowiadywałem.
Machnęła ręką na znak, żebym
jej nie przerywał, więc zamilkłem.
- Julie od tamtej pory przesiaduje ze mną dzień w
dzień, byleby tylko nie być w zasięgu ręki ojca. Stał się agresywny, porzucił
pracę, a alkohol to jedyna rzecz, która daje mu pocieszenie. Nie raz śpi tutaj
w obawie, że ojciec może zrobić jej krzywdę. A ja nie wiem co z tym wszystkim
zrobić. Prosiła mnie, żebym nie dzwoniła na policję, żebym nie mówiła nikomu,
ponieważ nie chce stracić drugiego rodzica.
Przypomniał mi się obity nadgarstek dziewczyny i
sytuacja, kiedy wpadła w moje ramiona jakby bała się, że za chwilę stanie jej
się krzywda.
- Dzieciaki oskarżają ją o to, że jest dziwna i z
nikim się nie zadaje, że ma ojca alkoholika, że jest biedna. A tak naprawdę to
wspaniała dziewczyna, która mimo wszystko nadal kocha swojego ojca.
Moja matka odetchnęła głęboko, kończąc swoją
wypowiedź. Wiedziałem, że powiedzenie tego wszystkiego mnie było dla niej bardzo
trudne, ponieważ jej oczy zaszkliły się w pewnym momencie. Nie dopuściła jednak
do łez. Zawsze była twardą i silną kobietą.
Przetarłem dłońmi twarz próbując sobie jakoś to
wszystko poukładać, kiedy nagle rozdzwonił się mój telefon.
- Scooter? Co się stało? – odebrałem, chcąc przybrać
normalny ton, jednak po takich informacjach sprawiało mi to dużo trudności.
- Dzisiaj nigdzie nie polecisz. – mruknął do
słuchawki. Słyszałem, że uderzył w coś ręką. – W całym Stanach szaleje huragan,
odwołali wszystkie loty.
- A autobus? Cokolwiek? – wsunął jedną dłoń do
kieszeni spodni, podenerwowany. – Przecież muszę dzisiaj wrócić, jutro mam
próbę!
- Zamknięto granicę, żeby uniemożliwić jakikolwiek
wjazd do Stanów. Los Angeles jest całe zalane, ledwo samochodom udaje się
przejechać po zwykłem ulicy. – Braun był tak samo podenerwowany jak ja. – Nie
wrócisz dzisiaj, Justin. Odwołałem już wszystkie próby. Mam nadzieję, że nie
będziemy musieli odwołać trasy.
- Nie ma mowy. – odpowiedziałem szybko, siadając
obok zaciekawionej matki, jednak zaraz z nerwów podniosłem się, podchodząc
znowu do okna i zacząłem bębnić palcami w drewniany parapet.
- Postaram się jakoś Cię tutaj ściągnąć, ale nic nie
obiec… - przestałem go słuchać w momencie, kiedy dostrzegłem coś, a raczej
kogoś za oknem.
Po długich blond włosach, przemoczonych do ostatniej
suchej nitki i dżinsowym ogrodniczkach od razu poznałem, że to Juliette. Biegła
w przeciwległym kierunku niż do swojego domu, nie mając na głowie nawet żadnego
kaptura.
Nie rozłączając nawet słuchawki rzuciłem telefon na
parapet i zerwałem się, biegnąc na dół. Czułem w żyłach, że coś jest nie tak.
Że coś się stało. Przecież nikt normalny nie wychodzi w taką pogodę w krótkich
spodenkach i koszulce, bez żadnej ochrony na taki deszcz. Zresztą sam nie byłem
lepszy.. szare dresowe spodnie i czarny T-shirt w niczym nie różnił się od
stroju dziewczyny. Wybiegłem z domu.
- Julie, poczekaj! – zawołałem za nią,
przyspieszając. Ani drgnęła, dalej biegła przed siebie.
Musiałem mocno zmrużyć oczy, żeby cokolwiek widzieć
przez ten deszcz. Nie minęło paręnaście sekund, a cały byłem zmoczony. Kiedy
wreszcie ją dogoniłem, złapałem za jej nadgarstek i zatrzymałem, odwracając w
swoim kierunku.
Miała podpuchnięte, czerwone oczy, a jej klatka
piersiowa unosiła się i opadało w zawrotnie szybkim tempie.
- Co się stało? Gdzie Ty biegniesz? I dlaczego nie
ubrałaś się cieplej? – zasypałem ją potokiem pytań, tak po prostu stojąc na
chodniku podczas gdy deszcz atakował nas jeszcze bardziej.
I w tym momencie stało się coś, czego w ogóle się
nie spodziewałem. Juliette zacisnęła zęby i tak po prostu rozpłakała się. Jej
ramiona zaczęły się nerwowo rzucać, a ona tak po prostu stała i płakała.
- Justin, ja Ci wszystko powiem, naprawdę Ci
wszystko powiem! – łkała, zaciskając zimne i mokre dłonie na mojej przemoczonej
koszulce. – Wszystkiego się dowiesz, naprawdę, ja Ci wszystko powiem.
Nie miałem pojęcia o co jej chodzi. Położyłem dłonie
na jej ramionach, chcąc ją jakoś uspokoić. – Cicho już, cicho. Chodź, wrócimy
do domu.
- Nie! – krzyknęła płacząc. – Ja Ci muszę powiedzieć
wszystko, rozumiesz? Wszystko! – dziękowałem Bogu, że deszcz zagłuszał jej
krzyki, ponieważ zrobiliśmy naprawdę duże przedstawienie.
- W dupie to mam! Jakoś nagle wszyscy zaczęli się
mną interesować! Ja nie dam już rady tak dalej! Ja nie potrafię, Justin, nie
potrafię ciągle się ukrywać! – łkała, a jej łzy mieszały się z kroplami deszczu.
Do tego wszystkiego zerwał się jeszcze wiatr.
- Ja chcę mieć wreszcie normalne życie. Chcę się
budzić z uśmiechem na twarzy, chcę być szczęśliwa, chcę, żeby wresz… - urwała
swoje zdanie w momencie, kiedy zdecydowałem się na coś, czego sam się nie spodziewałem.
Nie wiedząc dlaczego pochyliłem się nad dziewczyną i
przywarłem swoimi ustami do jej zimnych i mokrych warg. Nie zdawałem sobie
sprawy nawet z tego jak wielkie konsekwencje miał ten czyn, ale w tym momencie
chciałem zrobić wszystko, żeby się wyciszyła i uspokoiła. A skoro nie chciała
ze mną wracać, musiałem użyć innych środków.
Przez moment uderzała piąstkami w moją klatkę
piersiową, ale z każdą sekundą jej uderzenia były coraz lżejsze. A ja? Im
dłużej składałem delikatnie pocałunki na jej ustach tym chciałem robić to
dłużej. Ochota na uciszenie jej przerodziła się w ochotę posiadania ją tylko w
moim ramionach. Tych miękkich, zlęknionych warg, tego małego, kruchego ciała.
No
dalej, nie przypomina Ci ona kogoś?
Opuściła ręce wzdłuż swojego ciała, stojąc
nieruchomo. Czułem po ustami jej nierówny oddech i ciche pomruki. Zapewne dalej
chciała coś mówić, ale uniemożliwiłem jej to. Wręcz przeciwnie. Wyciągnąłem
dłoń, żeby położyć na jej lewym biodrze i przysunąłem dziewczynę bliżej siebie.
- Justin.. – jęknęła, próbują się oderwać przez co
zacisnęła palce na moich ramionach.
- Ciiiicho, uspokój się. – drugą dłoń wplotłem w jej
mokre włosy i przycisnąłem do swojej twarzy, nie dając jej możliwości
jakiejkolwiek ucieczki.
Znowu zaczęła się szamotać i mimo deszczu czułem jej
słone krople pomiędzy wargami i to, jak piąstkami uderza w moją klatkę
piersiową po raz kolejny.
Przesunąłem dłonie na jej czerwone, zapłakane
policzki i dopiero wtedy poczułem, że nieco się rozluźniła. Próbowała w jakiś
sposób uspokoić swój oddech, ale sprawiało jej to trudność z uwagi na to, że
dalej stałem i ją całowałem.
Czułem się jak w jakimś pierdolonym miłosnym filmie,
gdzie właśnie tak wyglądają szczęśliwe zakończenia. Ale to nie było szczęśliwe
zakończenie.
To był początek złamanego serca.
* Nigdy nie mów nigdy.
______________________________________
Cześć, Miśki Kolorowe!
Witam Was w ten koszmarnie deszczowy dzień - oczywiście w sobotę - z nowym rozdziałem.
Trochę się porobiło, nie sądzicie?
asfgadasdsafgasdfasdfas, jaki słodki rozdział <3 coś czuję, że nie puścisz Justin'a w trasę, żeby mógł spędzić więcej czasu z Julie, mam rację? :D ale się porobiło! :o czekam na kolejny rozdział, ściskam! xx
OdpowiedzUsuńJejku ta ostatnia scena jest taka slodka awwww
OdpowiedzUsuńOni musza byc razem!
Czekam na nn xx
O tak ten pocałunek był uroczy. Mam nadzieję, że Justin domyśli się kim ona naprawdę jst. Rozdział cudowny i czekam na nn oczywiście :* Życzę weny :)
OdpowiedzUsuńOjoj i ten tekst " To byl początek zlamanego serca " Swietny :)
OdpowiedzUsuńawcbhs omg jaki cudowny!
OdpowiedzUsuńNkndfjihfnbhsgtscvdgf ♡♥♡ Ten pocałunek! Mam nadzieję że się w końcu domyśli. Czekam na następny i życzę duuużonweny.
OdpowiedzUsuńClaudia xoxo
Super :D
OdpowiedzUsuńOJEJUJEJUJEJU! Super!
OdpowiedzUsuńświetny, blog!
OdpowiedzUsuńmogę wiedzieć w jakim programie robisz zwiastuny ?
Sony Vegas Pro 12. :)
Usuńooooo <33
OdpowiedzUsuńMatko kochanie to jest genialny rozdział! <3 Jeden z najlepszych blogów jakie w życiu czytałam. <3
OdpowiedzUsuńDodaj szybko next. Proszę. <3
zapraszam do mnie na nowy rozdział, liczę, że zostawisz po sobie szczery komentarz ---> http://fuck-everything-im-belieber.bloblo.pl/
Świetny. Nie żartuje, serio. W końcu znalazłam jakiś dobry fanfiction i nawet nie wiesz jak się z tego cieszę. A uwierz mi, że przeczytałam mnóstwo opowiadań i żadne nie wywołało u mnie tyle emocji jak twoje. Wcale nie wyolbrzymiam, ponieważ niemal przez cały czas gdy czytałam twoje opowiadanie miałam szerokiego banana na twarzy, hahaha. Jak przeczytałam prolog to tak mnie wciągnął, że nie oderwałam się od laptopa dopóki nie przeczytałam wszystkich rozdziałów. Sama nie wiem co tak dobrego jest w twoim fanfiction. Czy to sprawka twojego bardzo dobrego pisania czy wciągająca fabuła. Choć muszę przyznać, że oba bardzo mi się podobają. Mimo, że nie za bardzo przepadam za ff, w których JB jest sławny, to ten bardzo mnie wciągnął, bo ta historia całkiem się różni od pozostałych. Szczególnie podoba mi się, że w większości jest pisana oczami Justina, co również jest miłą odmianą. Bardzo lubię to jak opisujesz jego myślenie, ogólnie wszystko. :D Przez to twój Justin różni się od tych pozostałych Justinów, którzy niemal w każdych opowiadaniach są tacy sami. Jedynie co mnie teraz śmieszy to to, że Justin jeszcze nie zauważył tego, że Juliette to Juse. Przecież w ogóle wszyscy, nie tylko on powinni się skapnąć, że Juliette i Juse to ta sama osoba, ponieważ Juliette tylko się umalowała i inaczej ubrała to ludzie nie mogą już jej rozpoznać. No ale okej. To tylko fanfiction, a nie realne życie, więc takie rzeczy mogą się zdarzyć. :)
OdpowiedzUsuńRzadko dodaję komentarze pod rozdziałami, ponieważ powód jest tylko jeden - jestem śmierdzącym leniem. Ale twoje fanficiton jest tak wciągające i niezwykłe, aż nie mogłam się powstrzymać od napisania tutaj komentarza, hahaha. :D Także, życzę weny i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam. :)
Bardzo Ci dziękuję za ten komentarz. Naprawdę nie wiesz ile przyjemności wywołuje we mnie czytanie takich słów.
UsuńKocham Cię. ;*
Rewelacyjny ! *.*
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się co stanie się ddalej! Uwielbiam to ! <3
Matko aż nie wiem co powiedzieć kochana. ♥
OdpowiedzUsuńDodaj szybko nn. ;)
zapraszam do mnie na 3 (nowy) rozdział ---> http://fuck-everything-im-belieber.bloblo.pl/
Tak, jak obiecałam Ci na asku, postanowiłam zajrzeć na Twojego bloga. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to fakt, że masz 21 lat! Wow! Zresztą, nie powinno mnie to dziwić, w końcu Twój styl pisania idealnie oddaje dojrzałość tego wieku. Przyznam szczerze, że cholernie dobrze czytało mi się te 9 rozdziałów, ponieważ były długie i zawierały idealne opisy. Każde pasujące idealnie słowo, tworzyły fantastyczną kompozycję, jaką jest jedno TWOJE zdanie. Okropnie podoba mi się fabuła, ponieważ jest inna od tych wszystkich opowiadań, które znam. Pomysł naprawdę niesamowity, ja sama osobiście nigdy bym nie wpadła na coś tak genialnego. Najbardziej podoba mi się ta przemiana Juliett w Juse. To takie.. Prawdziwe. W tym wieku wiele nastolatek, zachowuje się w podobny sposób, wiem po swoich rówieśniczkach. Wszystkie wydarzenia, oraz to, jak wpływają one na Justina są jak najbardziej realne i może właśnie to, sprawia, że nie potrafię się oderwać od czytania Twojej pracy.
OdpowiedzUsuńA końcowa część rozdziału, po prostu wprawiła mnie w zachwyt. To, jak opisywałaś myśli Biebera w czasie pocałunku.. To coś cholernie i niewyobrażalnie wspaniałego. Miałam wrażenie, że jestem Juliett i, że to mnie całuje ten przystojny szatyn. Gdy dojechałam o końca, nie mogłam w to uwierzyć.
Jak to?! To już?! Tak szybko? Chcę więcej!
Chyba nie zdziwi Cię fakt, że dodaję Twojego bloga do obserwowanych? :)
Dziękuję Ci, za to, że mogłam trafić na Twoje opowiadanie. Zabrałaś mnie w świat Juliett oraz Justina.. W świat, z którego nie chcę wychodzić. Czekam na ich dalsze losy.
Drew ♥
http://glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com/
http://angelsdonotdieyet.blogspot.com/
totalna miazga *,*
OdpowiedzUsuńTego bloga poleciła mi przyjaciółka i choć nie jestem fanką Justina historia bardzo mi sie spodobała. Piszesz lekko i bardzo dobrze się to czyta :). Podoba mi się także pisanie z perspektywy Biebera i Julie.
OdpowiedzUsuńCóż mogę jeszcze powiedzieć. Wciagnęłam się w tą historię i czekam na ciąg dalszy :D
Pozdrawiam serdecznie :)
WOOW tylko tyle <3 Czekam na następny xx
OdpowiedzUsuńWOOW tylko tyle <3 Czekam na następny xx
OdpowiedzUsuńJejku, świetny, boski, nieziemski <3
OdpowiedzUsuń